czwartek, 20 grudnia 2012

3

  JEST WRESZCIE TRZECI ROZDZIAŁ. Z dedykacją dla mojej ukochanej Eszelo :3


  Próby, koncerty, spotkania, brak snu, głód. Nikt nie obiecał, że będzie łatwo. Ostatnio moje życie kręci się tylko wokół Empty Forest. Jestem dumny, że nasz zespół tak bardzo się rozwija. Od tygodnia chłopaki z zespołu bardzo angażują się we wszystkie sprawy związane z koncertami i różnego rodzaju wywiadami. Dzisiaj koncert był niezapomniany.
    Kiedy ostatnio widziałem się z Gerardem, biegł w moją stronę z bułkami i jogurtem, których zapomniałem ze sobą wziąć. Być może to jego urok tak na mnie działa? Nie mam pojęcia. Ale wiem, że tamtego dnia nie mogłem bezczynnie stać i skorzystałem z okazji.
    - Hej, Gerard! Zaczekaj.
Krzyknąłem widząc, że chłopak się oddala.
    - Hym? - zatrzymał się - Co się stało?
    - Słyszałeś już o tym, że mam zespół.
    - Tak.
Przełknąłem ślinę.
    - Może masz ochotę przyjść na koncert?
    - Zależy.
Podrapałem się pod nosem, lekko speszony. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Byłem pewny, że z radością przyjdzie na koncert, bez żadnych pytań i zastanowień.
    - Od?
    - Kiedy i gdzie się odbędzie?
    - Za cztery dni na plaży obok sklepu z akcesoriami do pływania.
Gerard na moment odpłynął, ale po chwili otrząsnął się i pokiwał w przód i w tył głową.
    - Jasne, bardzo chętnie.
    - Super! - wyciągnąłem z tylnej kieszeni moich spodni bilet. Miałem szczęście, że zostawiłem go własnie w tej parze jeensów. - proszę, tutaj masz bilet.
    - A czy mogę kogoś przyprowadzić?
Zamurowało mnie. Nie wiem, dlaczego. W ogóle go nie znałem, a tak strasznie zabolała mnie wieść o tym, że Gerard ma dziewczynę. Ale nie mogłem mu powiedzieć "wiesz co, rozmyśliłem się, już nie ma miejsc". Zgodziłem się powoli odchodząc.
    - Jasne. Jeszcze raz, dzięki za ... za te bułki ...
    Wracając do domu ściskałem zęby. Nie wiem, czy ze złości, czy z zazdrości. Postanowiłem zapomnieć o tym wszystkim, ogarnąłem się, zrobiłem ogromny wdech i wydech i pobiegłem do domu. Mój brzuch niesamowicie burczał z głodu.
    Wróciłem do domu i ruszyłem do kuchni. Położyłem jednorazówkę z jogurtem i bułkami na blacie, wyciągnąłem masło z lodówki i położyłem je obok "zakupów". Obróciłem się, z szuflady wyjąłem nóż, a z szafki poniżej talerz. Zrobiwszy bułkę z masłem, położyłem ją na talerzu, chwyciłem jogurt i udałem się do salonu. Włączyłem telewizor. Przełączyłem na program muzyczny. Muzyka zawsze mnie odprężała i dzięki temu jeszcze bardziej wymazałem sobie z pamięci dzisiejszy poranek. Ale, oczywiście, tak łatwo o tym nie zapomnę. Wgryzłem się w bułkę i zrobiłem łyk jogurtu.
    W domu było cicho, rodzice prawdopodobnie wyszli. Często wychodzą gdzieś z domu, nawet nie mam bladego pojęcia gdzie. I szczerze, nie interesuje mnie to. I myślę, że ze wzajemnością. Nie mogę się doczekać, kiedy będę miał na tyle pieniędzy, żeby wyprowadzić się z tego domu i zacząć nowe życie. Nie znoszę słuchać codziennych kłótni rodziców, chociażby o najgłupsze pierdoły. Miałem tego dosyć.
    Postanowiłem wykorzystać dzień wolny i dołączyłem do chłopaków na próbę. Chwyciłem swoją gitarę basową, która leżała w moim pokoju na niepościelonym łóżku. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do garażu rodziców Matt'a, gdzie najczęściej odbywały się próby. Gdy zbliżałem się do domu Matt'a, usłyszałem już dźwięk perkusji. Przyspieszyłem nieco tempo.
    - Cześć wam.
    - Cześć. - powiedział Kion rzucając w moją stronę puszkę z zimną pepsi - Właśnie zastanawiamy się, jakie utwory zagrać na koncercie.
    - Ja uważam, że powinniśmy zagrać coś z nowszych kawałków. Są bardziej żywsze od pozostałych, a to w końcu koncert na plaży. - zaproponował Sam - Myślę, że "Blackstar" będzie wręcz idealna.
    - Dobra. - przytaknąłem z uśmiechem na twarzy - A nie macie ochoty zagrać czegoś starszego? Jeszcze zanim doszedłem do kapeli?
Ubóstwiam kawałki Empty Forest, które są jeszcze sprzed kilku lat. Są takie tajemnicze i każdy może je interpretować na swój własny sposób.
    - Jasne. Na ostatnim koncercie ludziom chyba spodobało się "Hell". Nic dziwnego, ta piosenka odniosła sukces. No nic - Matt poprawił swoją kręconą grzywkę - to gramy.

    Nie miałem wtedy na nic ochoty. Rzadko kiedy mam na coś ochotę. Grałem, bo musiałem. Nie starałem się, po prostu nic nie sprawiało mi tego dnia frajdy. Nie chodzi tu o Gerarda. Chodzi o wszystko, o kłopoty z rodziną, o kłopoty z pieniędzmi.
    Po półgodzinnej próbie, zrobiliśmy małą przerwę. Usiadłem na krawężniku i wpatrzyłem się w słońce. Usłyszałem za sobą czyjeś kroki. Obróciłem głowę, spojrzałem za siebie.
    - Hej. - Kion położył rękę na moim ramieniu - Co jest?
    - Nic.
    - Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać?
Chwyciłem kosmyki włosów i przerzuciłem za ucho. Spojrzałem na Kiona, zacząłem gryźć się w wargę. W sumie, potrzebowałem się komuś wyżalić, a tak naprawdę nikogo takiego nie znałem.
    - Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Kion odpowiedział bez żadnego zastanowienia.
    - Jasne. Jeśli ta miłość jest prawdziwa. Jeśli kochasz tę osobę za to, jaka jest i co robi. Jeśli uszczęśliwia Cię to, kiedy tylko ją widzisz, to oczywiście, że wierzę.
Nie spodziewałem się po nim tak pozytywnej odpowiedzi. Kion zawsze wydawał mi się nieśmiały, ale z drugiej strony tajemniczy. Myślałem, że jego życie ma same ponure barwy. I tutaj idealnie sprawdza się przysłowie "nie oceniaj książki po okładce". Potrzebowałem tej rozmowy.
    - Dziękuję.
Uśmiechnąłem się.
    - Ale - ciągnął dalej - myślę, że powinieneś lepiej poznać tę osobę, niż zaczniesz planować z nią przyszłość.
    - Jasne.
Wstałem, podciągnąłem spodnie i razem z Kionem dołączyliśmy do reszty chłopaków.

    Próba skończyła się wieczorem. Nie miałem ochoty iść do domu, włóczyłem się po mieście jak bezdomny. Przez te cztery dni nie widziałem się z Gerardem, nie rozmawiałem z nim, nie SMS'owałem. Spotkałem go dopiero na koncercie. Przygotowania poszły szybko, ponieważ mieliśmy zgraną grupę ludzi do pomocy. Wygląd sceny nie był oryginalny, drewniana platforma, na której powieszone były kolorowe lampki, nad platformą widniał szeroki transparent z logiem naszej kapeli. Niedaleko znajdował się sklep z akcesoriami do pływania, jak również kafejka, więc nie musieliśmy przynosić żadnego jedzenia i picia.
    Niebo zrobiło się pomarańczowo-niebieskie, ludzie zaczęli się schodzić większymi grupkami, niektórzy przyszli sami, niektórzy parami. Oczywiście interesowało mnie, czy przyjdzie Gerard. I z kim.  Ale nie mogłem przez cały czas go wypatrywać, chłopaki zawołali mnie za kulisy, żebym przygotował się do występu.
    Ostatnie przygotowania, głęboki wdech i wydech, kilka podskoków. Nie wiem, dlaczego, ale tym razem strasznie się denerwowałem. Zacisnąłem pięści i wyszedłem na scenę zaraz za Mattem. Usłyszałem, jak publiczność zaczęła klaskać o dłonie, a moje serce biło coraz głośniej.
    - Witajcie na koncercie Empty Forest! - Matt podniósł prawą rękę, zacisnął pięść i skierował ją w stronę publiczności, która zaczęła skakać i wydawać okrzyki radości i zachwycenia. - Jesteście gotowi? No to zaczynamy!
Podekscytowani ludzie zaczęli skandować "Empty Forest", "kochamy was", pierwszy raz widziałem tak pozytywnie nastawioną publiczność na naszym koncercie, zupełnie się tego nie spodziewałem.
    Pierwszą piosenkę, którą zagraliśmy było "Blackstar", tak, jak postanowiliśmy trzy dni temu na próbie. Potem jedną z najlepiej ocenioną przez ludzi, "Gray Rainbow", a następnie "Hell".
    Koncert trwał około 3 godziny z małymi przerwami, kiedy graliśmy już ostatnią piosenkę, dopiero wtedy zauważyłem w oddali Gerarda. Stał obok wysokiej blondynki, miała na sobie bluzkę z jakimś metalowym zespołem. Zmarszczyłem czoło.
    - Dziękujemy wszystkim za przybycie, naprawdę świetna z was publiczność! Miejmy nadzieję, ze do zobaczenia!
Matt był urodzonym liderem, doskonale radził sobie z nawiązywaniem kontaktu z publicznością. Świetnie spisywał się w pracy zespołowej.
    Zeskoczyłem ze sceny i pobiegłem za Gerardem.
    - O, cześć, Frank! - zaczął - Właśnie chciałem do Ciebie przyjść.
    - Tak?
    - Super koncert, bardzo mi się podobał.
Odezwała się blondynka. Była naprawdę wysoka.
    - Dzięki.
    - Frank, to moja kuzynka, Kathleen.
Otworzyłem szeroko oczy i poczerwieniałem.
    - Kuzynka, tak? - uśmiechnąłem się - Miło Cię poznać, Kathleen.
    - Idę po coś do picia, zaraz wracam.
Dziewczyna odwróciła się i zniknęła gdzieś za moimi plecami.
    - Frank, wiesz co jest piękne? - Podrapałem się po głowie i spojrzałem na niego. - Kiedy spadasz z wysokości jednego kilometra bez spadochronu, to spadasz całe życie.

3 komentarze:

  1. Heh... Uwielbiam zazdrosnego Franka... jest taki słodki wtedy *.* O co chodziło z tym tekstem na końcu? x________X Zakładam, że to miało być głębokie przemyślenie wypowiedziane na głos? X'D Ale piękne *____________*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuś Krabciu kocham Twojego bloga, hghghghghghghg *-*
    Staraj się nie powtarzać wyrazów, bo to irytujące trochę D:
    Ale poza tym to fjhgdlfjhldkfjhldkfj, Frank jest flkgjdflkhjdlkj, Gerard też kgjdkfljgdflkj i w ogóle *-*
    Kocham Cię co nie igz de

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podobało :3 Gerard najbardziej jest cudny *_______*
    Dodaj co szybko bo mam niecierpliwy mózg :D

    OdpowiedzUsuń