czwartek, 20 grudnia 2012

3

  JEST WRESZCIE TRZECI ROZDZIAŁ. Z dedykacją dla mojej ukochanej Eszelo :3


  Próby, koncerty, spotkania, brak snu, głód. Nikt nie obiecał, że będzie łatwo. Ostatnio moje życie kręci się tylko wokół Empty Forest. Jestem dumny, że nasz zespół tak bardzo się rozwija. Od tygodnia chłopaki z zespołu bardzo angażują się we wszystkie sprawy związane z koncertami i różnego rodzaju wywiadami. Dzisiaj koncert był niezapomniany.
    Kiedy ostatnio widziałem się z Gerardem, biegł w moją stronę z bułkami i jogurtem, których zapomniałem ze sobą wziąć. Być może to jego urok tak na mnie działa? Nie mam pojęcia. Ale wiem, że tamtego dnia nie mogłem bezczynnie stać i skorzystałem z okazji.
    - Hej, Gerard! Zaczekaj.
Krzyknąłem widząc, że chłopak się oddala.
    - Hym? - zatrzymał się - Co się stało?
    - Słyszałeś już o tym, że mam zespół.
    - Tak.
Przełknąłem ślinę.
    - Może masz ochotę przyjść na koncert?
    - Zależy.
Podrapałem się pod nosem, lekko speszony. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Byłem pewny, że z radością przyjdzie na koncert, bez żadnych pytań i zastanowień.
    - Od?
    - Kiedy i gdzie się odbędzie?
    - Za cztery dni na plaży obok sklepu z akcesoriami do pływania.
Gerard na moment odpłynął, ale po chwili otrząsnął się i pokiwał w przód i w tył głową.
    - Jasne, bardzo chętnie.
    - Super! - wyciągnąłem z tylnej kieszeni moich spodni bilet. Miałem szczęście, że zostawiłem go własnie w tej parze jeensów. - proszę, tutaj masz bilet.
    - A czy mogę kogoś przyprowadzić?
Zamurowało mnie. Nie wiem, dlaczego. W ogóle go nie znałem, a tak strasznie zabolała mnie wieść o tym, że Gerard ma dziewczynę. Ale nie mogłem mu powiedzieć "wiesz co, rozmyśliłem się, już nie ma miejsc". Zgodziłem się powoli odchodząc.
    - Jasne. Jeszcze raz, dzięki za ... za te bułki ...
    Wracając do domu ściskałem zęby. Nie wiem, czy ze złości, czy z zazdrości. Postanowiłem zapomnieć o tym wszystkim, ogarnąłem się, zrobiłem ogromny wdech i wydech i pobiegłem do domu. Mój brzuch niesamowicie burczał z głodu.
    Wróciłem do domu i ruszyłem do kuchni. Położyłem jednorazówkę z jogurtem i bułkami na blacie, wyciągnąłem masło z lodówki i położyłem je obok "zakupów". Obróciłem się, z szuflady wyjąłem nóż, a z szafki poniżej talerz. Zrobiwszy bułkę z masłem, położyłem ją na talerzu, chwyciłem jogurt i udałem się do salonu. Włączyłem telewizor. Przełączyłem na program muzyczny. Muzyka zawsze mnie odprężała i dzięki temu jeszcze bardziej wymazałem sobie z pamięci dzisiejszy poranek. Ale, oczywiście, tak łatwo o tym nie zapomnę. Wgryzłem się w bułkę i zrobiłem łyk jogurtu.
    W domu było cicho, rodzice prawdopodobnie wyszli. Często wychodzą gdzieś z domu, nawet nie mam bladego pojęcia gdzie. I szczerze, nie interesuje mnie to. I myślę, że ze wzajemnością. Nie mogę się doczekać, kiedy będę miał na tyle pieniędzy, żeby wyprowadzić się z tego domu i zacząć nowe życie. Nie znoszę słuchać codziennych kłótni rodziców, chociażby o najgłupsze pierdoły. Miałem tego dosyć.
    Postanowiłem wykorzystać dzień wolny i dołączyłem do chłopaków na próbę. Chwyciłem swoją gitarę basową, która leżała w moim pokoju na niepościelonym łóżku. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do garażu rodziców Matt'a, gdzie najczęściej odbywały się próby. Gdy zbliżałem się do domu Matt'a, usłyszałem już dźwięk perkusji. Przyspieszyłem nieco tempo.
    - Cześć wam.
    - Cześć. - powiedział Kion rzucając w moją stronę puszkę z zimną pepsi - Właśnie zastanawiamy się, jakie utwory zagrać na koncercie.
    - Ja uważam, że powinniśmy zagrać coś z nowszych kawałków. Są bardziej żywsze od pozostałych, a to w końcu koncert na plaży. - zaproponował Sam - Myślę, że "Blackstar" będzie wręcz idealna.
    - Dobra. - przytaknąłem z uśmiechem na twarzy - A nie macie ochoty zagrać czegoś starszego? Jeszcze zanim doszedłem do kapeli?
Ubóstwiam kawałki Empty Forest, które są jeszcze sprzed kilku lat. Są takie tajemnicze i każdy może je interpretować na swój własny sposób.
    - Jasne. Na ostatnim koncercie ludziom chyba spodobało się "Hell". Nic dziwnego, ta piosenka odniosła sukces. No nic - Matt poprawił swoją kręconą grzywkę - to gramy.

    Nie miałem wtedy na nic ochoty. Rzadko kiedy mam na coś ochotę. Grałem, bo musiałem. Nie starałem się, po prostu nic nie sprawiało mi tego dnia frajdy. Nie chodzi tu o Gerarda. Chodzi o wszystko, o kłopoty z rodziną, o kłopoty z pieniędzmi.
    Po półgodzinnej próbie, zrobiliśmy małą przerwę. Usiadłem na krawężniku i wpatrzyłem się w słońce. Usłyszałem za sobą czyjeś kroki. Obróciłem głowę, spojrzałem za siebie.
    - Hej. - Kion położył rękę na moim ramieniu - Co jest?
    - Nic.
    - Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać?
Chwyciłem kosmyki włosów i przerzuciłem za ucho. Spojrzałem na Kiona, zacząłem gryźć się w wargę. W sumie, potrzebowałem się komuś wyżalić, a tak naprawdę nikogo takiego nie znałem.
    - Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Kion odpowiedział bez żadnego zastanowienia.
    - Jasne. Jeśli ta miłość jest prawdziwa. Jeśli kochasz tę osobę za to, jaka jest i co robi. Jeśli uszczęśliwia Cię to, kiedy tylko ją widzisz, to oczywiście, że wierzę.
Nie spodziewałem się po nim tak pozytywnej odpowiedzi. Kion zawsze wydawał mi się nieśmiały, ale z drugiej strony tajemniczy. Myślałem, że jego życie ma same ponure barwy. I tutaj idealnie sprawdza się przysłowie "nie oceniaj książki po okładce". Potrzebowałem tej rozmowy.
    - Dziękuję.
Uśmiechnąłem się.
    - Ale - ciągnął dalej - myślę, że powinieneś lepiej poznać tę osobę, niż zaczniesz planować z nią przyszłość.
    - Jasne.
Wstałem, podciągnąłem spodnie i razem z Kionem dołączyliśmy do reszty chłopaków.

    Próba skończyła się wieczorem. Nie miałem ochoty iść do domu, włóczyłem się po mieście jak bezdomny. Przez te cztery dni nie widziałem się z Gerardem, nie rozmawiałem z nim, nie SMS'owałem. Spotkałem go dopiero na koncercie. Przygotowania poszły szybko, ponieważ mieliśmy zgraną grupę ludzi do pomocy. Wygląd sceny nie był oryginalny, drewniana platforma, na której powieszone były kolorowe lampki, nad platformą widniał szeroki transparent z logiem naszej kapeli. Niedaleko znajdował się sklep z akcesoriami do pływania, jak również kafejka, więc nie musieliśmy przynosić żadnego jedzenia i picia.
    Niebo zrobiło się pomarańczowo-niebieskie, ludzie zaczęli się schodzić większymi grupkami, niektórzy przyszli sami, niektórzy parami. Oczywiście interesowało mnie, czy przyjdzie Gerard. I z kim.  Ale nie mogłem przez cały czas go wypatrywać, chłopaki zawołali mnie za kulisy, żebym przygotował się do występu.
    Ostatnie przygotowania, głęboki wdech i wydech, kilka podskoków. Nie wiem, dlaczego, ale tym razem strasznie się denerwowałem. Zacisnąłem pięści i wyszedłem na scenę zaraz za Mattem. Usłyszałem, jak publiczność zaczęła klaskać o dłonie, a moje serce biło coraz głośniej.
    - Witajcie na koncercie Empty Forest! - Matt podniósł prawą rękę, zacisnął pięść i skierował ją w stronę publiczności, która zaczęła skakać i wydawać okrzyki radości i zachwycenia. - Jesteście gotowi? No to zaczynamy!
Podekscytowani ludzie zaczęli skandować "Empty Forest", "kochamy was", pierwszy raz widziałem tak pozytywnie nastawioną publiczność na naszym koncercie, zupełnie się tego nie spodziewałem.
    Pierwszą piosenkę, którą zagraliśmy było "Blackstar", tak, jak postanowiliśmy trzy dni temu na próbie. Potem jedną z najlepiej ocenioną przez ludzi, "Gray Rainbow", a następnie "Hell".
    Koncert trwał około 3 godziny z małymi przerwami, kiedy graliśmy już ostatnią piosenkę, dopiero wtedy zauważyłem w oddali Gerarda. Stał obok wysokiej blondynki, miała na sobie bluzkę z jakimś metalowym zespołem. Zmarszczyłem czoło.
    - Dziękujemy wszystkim za przybycie, naprawdę świetna z was publiczność! Miejmy nadzieję, ze do zobaczenia!
Matt był urodzonym liderem, doskonale radził sobie z nawiązywaniem kontaktu z publicznością. Świetnie spisywał się w pracy zespołowej.
    Zeskoczyłem ze sceny i pobiegłem za Gerardem.
    - O, cześć, Frank! - zaczął - Właśnie chciałem do Ciebie przyjść.
    - Tak?
    - Super koncert, bardzo mi się podobał.
Odezwała się blondynka. Była naprawdę wysoka.
    - Dzięki.
    - Frank, to moja kuzynka, Kathleen.
Otworzyłem szeroko oczy i poczerwieniałem.
    - Kuzynka, tak? - uśmiechnąłem się - Miło Cię poznać, Kathleen.
    - Idę po coś do picia, zaraz wracam.
Dziewczyna odwróciła się i zniknęła gdzieś za moimi plecami.
    - Frank, wiesz co jest piękne? - Podrapałem się po głowie i spojrzałem na niego. - Kiedy spadasz z wysokości jednego kilometra bez spadochronu, to spadasz całe życie.

środa, 28 listopada 2012

2

  ~ Rozdział krótki, wymyślany na szybko. Tata wyrzucił z kompa :C Miłego czytania i liczę na pozytywne komentarze :3 Z dedykacją dla Jezusa :* ~


  Znasz to uczucie, że nikogo nie masz? To uczucie pustki i szarości. To przekonanie, że jesteś śmieciem. Od pięciu lat jestem sam. Właściwie, to byłem w związku z Chloe Johnson, kiedy chodziłem do gimnazjum, więc nie wie, czy można to nazwać prawdziwym związkiem. Naprawdę lubiłem Chloe. Kto wie, może gdyby nie wyprowadziła się do Kanady, to dalej grałbym na gitarze, a ona uśmiechałaby się do mnie i poprawiała swoją kasztanową grzywkę, lekko speszona. Banalny obrazek, jednak sprawia uczucie ciepła.
    Wróciwszy do domu, chwyciłem klamkę i spojrzałem na zegarek w telefonie. Dochodziła już trzecia. Otworzyłem drzwi i zdjąłem martensy, położyłem je obok drewnianej półki na buty, którą zrobił mój świętej pamięci dziadek.
    Mijając lustro w przedpokoju, odwróciłem się i spojrzałem na swoje ohydne odbicie.
    - Wyglądam jak żul. - Podniosłem rękę i poprawiłem moją długą, czarną grzywkę, zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją do szafy obok lustra. Wychyliłem się zza drzwi prowadzących do pokoju gościnnego i spojrzałem na ojca, który spał przed włączonym telewizorem trzymając puszkę piwa w ręce. Oglądał jakiś film wojenny. Po cichu podszedłem do ojca, aby wyłączyć telewizor.
    Wróciłem do swojego pokoju i położyłem moją gitarę na łóżku, otworzyłem szafę, którą obkleiłem plakatami moich ulubionych zespołów i wyciągnąłem piżamę. Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją na fotel obrotowy stojący przed moim biurkiem, na którym stał laptop i na którym, jak zawsze, panował niesamowity chaos.
    Byłem tak wyczerpany, że nie chciało mi się nawet przebierać w piżamę. Błyskawicznie zasnąłem w samych jeensach rozłożony na całe łóżko.


    Obudziłem się około ósmej rano. Umyłem zęby, przemęczoną twarz, ubrałem szary t-shirt i czarne spodnie i zszedłem na dół. Mama i tata jeszcze spali, chrapanie ojca było słychać już na klatce schodowej. Wziąłem ze sobą parę drobnych i ruszyłem do sklepu po jakieś śniadanie.
    Dochodziła dziewiąta rano, a na ulicy panował niesamowity ruch. Biznesmeni podążali w stronę ogromnych biurowców, które znajdowały się w centrum Nowego Yorku, autobusy były zapełnione nastolatkami z plecakami na plecach. Zmęczone twarze wpatrywały się w drzewa, ławki, trawę, jadąc do szkoły. Idąc prosto przed siebie, zmierzałem do sklepu spożywczego. Po drodze mijałem moich znajomych z liceum. Kiedyś miałem wrażenie, że się mnie wstydzą. Ale po jakimś czasie miałem to gdzieś.
    Wreszcie dotarłem do sklepu "Yummy Stuff". W tym małym i nieco ciasnym sklepie można było znaleźć wszystko to, czego potrzebowałem.
    - Dzień dobry.
Przywitałem się podchodząc do kasy.
    - Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
Spytała kasjerka.
    - Um, wybiorę sobie coś na śniadanie i wychodzę.
    - Dobrze, w takim razie cały sklep masz do dyspozycji.
Uśmiechnęła się i wróciła do czytania gazety. Podszedłem do półki z deserami, serami, szynkami i innymi rzeczami. Po chwili usłyszałem, jak ktoś wchodzi do sklepu. Jednak zlekceważyłem to i wróciłem do wyboru mojego śniadania. Próbując dosięgnąć jogurt, który stał na najwyższej z półek, stanąłem na palcach i zacząłem machać dłonią. Bez rezultatu. Odetchnąłem lekko speszony.
    - Pomóc Ci? - Byłem pewien, że gdzieś już słyszałem ten głos. Obróciłem się i zobaczyłem chłopaka w czerwonych włosach. Uśmiechnął się do mnie i  sięgnął po jogurt. - Proszę.
    - Ogromne dzięki.
Zarumieniłem się i zawstydziłem. Strasznie dołuje mnie to, że jestem niski. Jeszcze nigdy nie przyniosło mi to pozytywów.
    - Ojej, zawstydziłem Cię? Wybacz, nie zrobiłem tego celowo.
Wpatrzył we mnie swoje zielone oczy. Czułem się nieswojo i szybko zakryłem poliki moimi dłońmi. Lecz on chwycił moją dłoń i po chwili odkrył moją twarz.
    - No ... yh ... dzięki, jeszcze raz.
    - Nie widziałem Cię tu wcześniej. Długo tu mieszkasz?
    - Prawie 15 lat. - zaśmiałem się - A Ty?
    - Niee ... ja mieszkam tu jakoś od dwóch lat. Ale przyjeżdżałem tu często z rodzicami, zanim się wprowadziłem.
    - Rozumiem. Zajmujesz się czymś szczególnym?
    - Tak, dekoruję Miejski Ośrodek Kultury, kiedy są jakieś przyjęcia, czy imprezy. A Ty?
Spojrzałem w jego oczy.
    - Łał, no to szacunek. Ja jestem gitarzystą zespołu punkowego - Empty Forest.
Chłopak zrobił szerokie oczy.
    - Ah taak, teraz już wiem, kogo mi przypominałeś! - zaczął wymachiwać rękoma, a ja zrobiłem dziwną minę - Jesteś Frank Iero, tak?
    - Zgadza się.
    - Jestem Gerard Way, miło mi.
Podał mi swoją dłoń. Była strasznie chłodna, wręcz lodowata.
    - Chryste, ale zimna ręka!
Błyskawicznie schował ją do kieszeni.
    - No tak, twoja jest za to bardzo ciepła.
Uśmiechnął się. Po chwili ciszy zacząłem deptać sobie po czubkach butów, a on podał mi jogurt. Chwyciłem go i wyszczerzyłem się najbardziej radośnie, jak potrafiłem.
    - Ojej, ale jesteś uroczy. - Zacząłem jeździć oczami po każdym przedmiocie w sklepie. - Ym ... to ... no to na razie.
    - Trzymaj się.


    Wyszedłem ze sklepu i wracałem do domu. Postać Gerarda bardzo mnie ciekawiła. Wydawał się być bardzo oryginalnym człowiekiem. Chciałem go lepiej poznać, ale gdy tylko na niego spojrzałem, to od razu czułem się tak, jakby odcięto mi język. Nie wiem, czy to przez jego wygląd, charakter, sposób bycia. Ale coś w nim jest. Coś, co bardzo mnie interesuje i za wszelką cenę chcę to poznać.
    Idąc przed siebie i rozmyślając o Gerardzie, przypomniałem sobie o bułkach, które zostawiłem w sklepie. Uderzyłem dłonią o czoło i wróciłem się do sklepu. W oddali zobaczyłem czerwone włosy.
    - Niemożliwe ... - pomyślałem, uważniej się przyglądając postaci.
    - Frank, zapomniałeś bułek!
Gerard, podał mi jednorazówkę z dwoma ciepłymi bułkami i zrobił swój uroczy uśmiech.
    - Jeny, stokrotne dzięki!
    - Nie ma za co. - poprawił swoją grzywkę. Układała się wręcz idealnie. Zauważył jednak, że bacznie się mu przyglądam i błyskawicznie zrobił nieład na swojej głowie. - Śmieszne.
    - Co takiego?
    - Bułki i jogurt nas połączyły.

środa, 14 listopada 2012

1

    ~ Pierwszy rozdział z dedykacją dla Nezumi. Nie ma lekko, orgii nie będzie jak na razie. DX Enjoy ~

Tego wieczoru koncert był inny, niż zazwyczaj. Przede wszystkim przyszło o wiele więcej ludzi i o dziwo wszyscy dobrze się bawili. Przynajmniej większość. Podobno wyprzedano wszystkie bilety, tłum śpiewał nasze kawałki, to było coś wspaniałego zobaczyć, jak setki ludzi znają na pamięć piosenki, że tak przeżywają chwile spędzone z nami.
    Wyczerpany wróciłem do przyczepy campingowej i razem z chłopakami z zespołu cieszyliśmy się naszym sukcesem.
- No, chłopaki. To było coś! I właśnie dla takich chwil chce się żyć! Empty Forest  wzniesie się na szczyt.
Lider zespołu, Matt Mosbey, był chłopakiem, któremu zależało na przyszłości Empty Forest. Angażował się we wszystkie sprawy, przeżywał wzloty, jak i upadki,które każdy z zespołów musiał znieść.
- Musimy to jakoś uczcić.
Sam Bennet podniósł swoją czerwoną gitarę elektryczną, stanął na stół i po prostu skakał ze szczęścia. Ten widok był dla mnie bezcenny. Sam to bardzo pogodny chłopak, szybko nawiązuje kontakty, nawet najgorszą chwilę potrafi zmienić w kabaret. Nie wyobrażam sobie naszej kapeli bez Sama.
- Otworzyli jakąś nową restaurację kilkanaście metrów od mojego domu. - zaproponowałem - Może sprawdzimy, jak tam jest?
Chłopaki odpowiedzieli głośnym "tak", wzięliśmy nasze kurtki i ruszyliśmy do nowej restauracji.
    "Złoty Krab" wydawał się być wyrafinowaną restauracją, gdy weszliśmy do środka, ludzie jedzący homary, krewetki, kawior i inne tego typu rzeczy, których nigdy bym nie tknął, skupili na nas swój wzrok. Banda metalowców ubranych w glany, podarte spodnie i kurtki z ćwiekami w takiej restauracji? Co oni tutaj robią? Czułem się niezręcznie i chciałem stąd jak najszybciej wyjść. Twarze chłopaków nie były zadowalające, czułem, że to również nie ich klimaty.
    - Wychodzimy?
    - Jasne.
    Po kilku minutach znaleźliśmy się w barze Friday. Często przychodzę tam ze znajomymi spędzam tam cały mój wolny czas.
    - Dobra, to dzisiaj ja stawiam! - wyjąłem portfel z tylnej kieszeni spodni - Co chcecie?
    - Kup cztery piwa i frytki. Jestem głodny.
Sam chwycił się za brzuch.
    Podszedłem do kasy i złożyłem zamówienie. W barze nie było tłumu, kilka osób, a w tle jakaś muzyka popowa.
    - Osiemnaście dolarów.
    - Proszę.
Położyłem pieniądze na ladzie.
    - Wow, Frank. Słyszałam, że daliście dzisiaj czadu, muzykę było słychać nawet tutaj, gratulacje! - powiedziała Kate, kasjerka, zwracając się do mnie i podając cztery piwa. - Frytki będą za minutkę.
    - Niech któryś z was wypije za mnie - powiedział Kion - Ostatnio nie umiałem wyhamować i muszę zachować umiar.
Kion Nekoshi jest człowiekiem, który wyróżnia się w naszym zespole. Jest Japończykiem, przyjechał do Stanów trzy lata temu. Jego czarne, proste włosy zawsze układają się wspaniale, a jego ubiór jest oryginalny i młodzieżowy. T-shirty z postaciami z kreskówek, długie kolorowe bluzy i do tego hipsterskie okulary z czarnym obramowaniem.
    - Dobra, wypiję za Ciebie.
Powiedział Marr.
    Do naszego zespołu doszedłem jako ostatni. Gram z Empty Forest dopiero od roku, ale czuję się, jakbym znał tych chłopaków od piaskownicy. W mojej rodzinie nie układa się najlepiej, tata i mama ciągle się kłócą, a na dodatek są cholernymi alkoholikami. Dlatego praktycznie cały dzień nie ma mnie w domu. Nie mówiłem chłopakom o moich problemach z rodzicami. Nie chcę, żeby po tej informacji traktowali mnie inaczej, żeby ociekali współczuciem i doradzali, co mam robić. Nie lubię tego.

    Wypiłem trzy piwa i wróciłem do domu. Byłem wyczerpany, a dochodziła już druga nad ranem. Wąska uliczka była oświetlona lampionami, powiewał lekki wiatr, a ja, trzymając telefon oświetlałem nim drogę i szedłem prosto przed siebie.
    Nie było zbyt wielkiego ruchu, uliczka zrobiła się pusta. Nie należała do najczystszych. Idąc do domu przechodziłem przez rynek. Chociaż mijałem go miliony razy, dopiero wtedy zauważyłem, jak ślicznie wygląda nocą. Wpatrzyłem się na oświetloną fontannę i lampki na gałązkach drzew. Wszystko straciło swój kolor i blask, kiedy uderzyłem o jakąś postać.
    - Au!
Uderzyłem o jej czoło.
    - Przepraszam! Nic nie widzę w tych ciemnościach - jej głos był niski, lecz bardzo barwny, z  pewnością była płci męskiej.
    - Nic nie szkodzi.
Odblokowałem ekran i poświeciłem na twarz chłopaka, lecz on błyskawicznie zakrył ją dłońmi.
    - Ej, chcesz mnie oślepić?
    - Wybacz ...
Szybko schowałem telefon do kieszeni mojej bluzy.
    - Jesteśmy kwita. Ja na Ciebie wleciałem, a Ty pozbawiłeś mnie wzroku.
Powiedział żartobliwie radośnie się śmiejąc. Po chwili ominął mnie i szedł przed siebie. Uśmiechnąłem się pod nosem i kontynuowałem drogę do domu.
    Postać tego chłopaka z pewnością bardzo się wyróżniała. Mimo tego, że widziałem go przez kilka sekund, jego twarz pozostanie w mojej głowie przez długi czas. czerwone włosy, które opadały mu na granatową kurtkę idealnie kontrastowały się z jego zielonymi oczami. Mam słabość do zielonych oczu, nie ważne, czy są to oczy kobiety, czy mężczyzny. Lecz najbardziej zastanawiało mnie to, że nigdy go jeszcze nie spotkałem.
    Spacerując obok fontanny i rozmyślając, kim on może być, wracałem powoli do domu ...