piątek, 22 lutego 2013

6

 Na początek chciałabym uprzedzić, że Elena nie wygląda tutaj tak, jak w rzeczywistości, więc proszę się nie czepiać. Rozdział osobiście nawet mi się podoba, ale obawiam się, że akcja rozgrywa się zbyt szybko. Tak czy siak, miłego czytania :3 Myślę, że nie zrobiłam jakiś błędów. Rozdział z dedykacją dla Adolfa :*

   - Jajka, mąka, mleko i kup sobie coś za resztę. - Gerard przeczytał listę zakupów - Dzięki, babciu.
Słonce schowało się za chmurami. Liście na drzewach zaczęły szeleścić. Weszliśmy do jakiegoś supermarketu. Jego żółte ściany były popisane sprayami i kredą, z okien odlepiały się reklamy i ogłoszenia. W środku wyglądał znacznie lepiej, niż na zewnątrz. Nie było zbyt wielkiego ruchu. Podeszliśmy pod dział z nabiałem. Byliśmy sami. Czułem, jak serce bije mi coraz mocniej. Poczerwieniałem, otrząsnąłem się i chwyciłem się swojej koszulki. Gerard podniósł rękę do góry i zabrał dwie butelki mleka z wizerunkiem krowy w sukience. Włożył je do koszyka i zrobiliśmy kilka kroków w przód.
    - Babcia pewnie będzie piekła ciasto. - odezwał się chwytając pudełko jajek - Super, wieczór zmarnowany.
    - Huh?
Zrobiłem pytającą minę.
    - Mogę się założyć, że będzie potrzebowała mojej pomocy.
Zaśmiałem się idąc za Gerardem.
    - Dobra, zostało kilka dolarów. Kupujemy sobie chipsy?
    - Um, jasne.
Włożył Lay'sy cebulowe do koszyka i skierowaliśmy się do kasy. Kasjerka przypominała rockmankę. Kolczyk po prawej stronie pod wargą, głowę podtrzymywała nadgarstkiem, na którym widniał napis "I hate my life and I want to die". Spojrzała na nas swoim znudzonym wzrokiem i wyciągnęła dłoń, aby otrzymać pieniądze. Oddała Gerardowi resztę.
    - Dziękujemy za wybór naszego sklepu i zapraszamy ponownie.
Powiedziała zrezygnowanym głosem i sztucznie się wyszczerzyła. Miała naprawdę żółte zęby.
    Gerard i ja wyszliśmy ze sklepu i skierowaliśmy się w stronę jego domu. Trzymałem w reklamówce jajka i mąkę, a Gee mleko i chipsy.
   - Usiądziemy sobie na tej ławce. - wskazał palcem wskazującym w stronę drewnianej ławki - Mamy trochę czasu, zakupy nie trwały długo.
Uśmiechnąłem się do chłopaka siadając obok niego. Gerard wyciągnął paczkę cebulowych chipsów, otworzył ją i położył między nasze nogi. Słońce oświetlało nasze twarze. W pewnym momencie było słychać tylko chrupanie chipsów z naszych ust.
    - Zastanawia mnie jedna rzecz.
Przerwałem ciszę.
    - Hym?
    - Dlaczego nigdy wcześniej cię tu nie widziałem?
    - Tak naprawdę nie mieszkam tutaj. Przyjechałem do New Jersey, aby znaleźć lepszą pracę - przerwał, aby zjeść chipsa - a poza tym, mieszka tu moja babcia i brakowało mi jej towarzystwa.
    - Ale zostaniesz tu już na stałe?
Popatrzyłem w jego zielone oczy. Jak już wspominałem, mam do nich słabość.
    - Myślę, że tak.
Uśmiechnął się i odwrócił wzrok w stronę zachodzącego słońca.

    Minęło jakieś dziesięć minut, w końcu zjedliśmy całą paczkę chipsów. Wstałem i wyrzuciłem ją do śmietnika.
    - No, to prowadź.
Podciągnąłem spodnie, a kąciki moich ust lekko się uniosły.
Gerard wstał i skręciliśmy w prawą stronę, po której znajdowała się wąska uliczka.
    - Tędy.
Chłopak wskazał ręką niewielką ścieżkę. Po chwili zatrzymał się i odwrócił w lewo.
    - To tutaj.
Dom jego babci był w kolorze łososiowym. Niewielki, jednorodzinny domek z babcinym ogródkiem, na którym stały krasnale, miniaturowe choinki i altanka z poprzyczepianymi różami na ścianach. Wszystko wydawało się takie urocze. Gee chwycił klamkę furtki.
    - Naprawdę dziękuję ci, że pomogłeś mi przy zakupach.
"Po prostu chciałem być bliżej ciebie", pomyślałem, ale potrząsłem głową i odpowiedziałem tylko "drobiazg".
Weszliśmy do mieszkania. Pachniało w nim jak w piekarni. Babcia Gerarda najwyraźniej musiała coś piec. Zdjęliśmy buty i ruszyliśmy korytarzem, na którym roiło się od zdjęć rodzinnych, pamiątek i innych drobnostek, prosto do kuchni.
    - Babciu, wróciłem!
    - O, Gerard, w samą porę. Właśnie zaczynam brać się do robienia ciasta bananowego. Chodź, pomożesz mi.
Głos jego babci był jak typowy głos starszej pani - trochę ochrypnięty, słaby, ale opiekuńczy. Ale w jej wypowiedzi było słychać radość. Radość z życia.
    - Przyprowadziłem przyjaciela - rzekł chodząc do kuchni pełnej zapachów - pomógł mi przy zakupach.
Zrobiłem kilka kroków w przód. Spojrzałem w oczy starszej pani. Miała niebieskie jak morze oczy. Jej długie, już poszarzałe włosy opadały jej na ramiona. Miała na sobie koszulę z kołnierzykiem i fartuszek w kwiaty.
    - Dzień dobry.
Odezwałem się nieśmiało trzymając w ręku reklamówkę z jajkami i mąką.
    - Witaj, młodzieńcze.  - uśmiechnęła się serdecznie - Jak ci na imię?
    - Nazywam się Frank Iero.
    - A więc, Frank. Cóż za ciekawa koszulka. Już cię lubię.
Wyszczerzyła się patrząc na moją bluzkę z The Misfits.
    - Dziękuję. Ym ... gdzie mam położyć zakupy?
    - Możesz je zostawić na stole.
Kuchnia była wielkości typowego salonu. Znajdowało się w niej wszystko to, co niezbędne do gotowania. Ściany były w różowożółte paski, a okrągły stół, na którym leżały przepisy, miska i mikser, znajdował się przy oknie. Słońce coraz bardziej chowało się za chmury.
    - Dobra, mamy już wszystko. Czyli możemy brać się do roboty.
Kobieta uderzyła dłonią o dłoń, po czym zaczęła je pocierać. Gerard stanął przed nią i złapał ją oburącz za ramiona.
    - Babciu, może zrobiłbym ciasto z Frankiem, a ty byś sobie odpoczęła, pooglądasz telewizję, poczytasz, czy coś.
Starsza pani wpatrzyła się w oczy swojego wnuka, potem spojrzała na mnie.
    - Jasne.
Pocałowała Gerarda w czoło.
    - Super!
    - Tylko nic nie spalcie!
Zawołała wychodząc z kuchni. Gee pokręcił głową chwytając się bioder.
    - No to co. Robisz ze mną ciasto, czy chcesz już iść do domu?
Spytał.
    - Z przyjemnością ci pomogę.
Poszedłem bliżej niego i wypakowałem zakupy. Położyłem jajka obok czajnika, a Gerard wyciągnął tabliczkę gorzkiej czekolady.
    - Czekolada?
Zapytałem kładąc mleko na parapecie.
    - To ciasto jest wyśmienite, zobaczysz.
Uśmiechnął się krojąc banany w plasterki. Pokrajane owoce włożył do miski, a ja zacząłem je miksować. Zająłem się masą czekoladową, a Gerard robił śmietanę.
    Kuchnia była cała od mąki i cukru.
    - Hej, Frank.
Szturchnął mnie. Obróciłem się w jego stronę, a on wsypał na moją głowę mąkę i zaczął się śmiać.
    - Tak się bawimy?
Tym razem ja wsypałem proszek na niego. I tak właśnie doszło do momentu, którego nigdy nie zapomnę. Cała kuchnia była brudna, wszędzie się kurzyło. Jego policzka były brudne od czekolady, a włosy przybrały koloru białego. Na moim nosie pojawiła się śmietana, a moje włosy, podobnie jak Gerarda, również były śnieżnobiałe. Chwycił mój nadgarstek i obydwoje się przewróciliśmy. Gee puścił moją rękę i położył się obok mnie. Zaczęliśmy się śmiać, bez końca. Mógłbym leżeć obok niego do końca mojego życia, cały w mące. Obróciłem się do czerwonowłosego, a on do mnie. Spojrzałem w jego oczy i brązową od czekolady twarz. Gerard chwycił mnie za rękę i nasze usta spotkały się ze sobą. Nie był to jakiś namiętny pocałunek. Ale z pewnością magiczny, chciałem za wszelką cenę zatrzymać czas.
    - Wybacz, - odsunął się - nie powinienem, nie jestem pewien czy ...
    - Zamknij się.
Objąłem go z całych sił i pocałowałem. Nie wierzyłem w to, co się działo. Nie sądziłem, że on coś do mnie czuje. Mógłbym spędzić z nim resztę tego dnia, ale słyszeliśmy, jak zbliżają się czyjeś kroki. Szybko wstaliśmy z podłogi i udawaliśmy, że kontynuujemy robić ciasto.
    - O mój Boże - babcia chłopaka weszła do kuchni ubrudzonej od mąki - co tu się stało, do jasnej cholery? Tornado tędy przeszło?
Schowałem ręce do kieszeni i ugryzłem się w wargę. Spojrzałem na Gerarda, całego w czekoladzie i białym proszku, który ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
    - Posprzątamy tutaj.
    - No ja mam nadzieję.
Jej wzrok utkwił we mnie i w Gerardzie. Wyszła z kuchni kręcąc głową w prawo i w lewo.
    - Hahahaha ... jak ja uwielbiam sprzątać. No nic, to bierzemy się do roboty.
Uśmiechnął się do mnie sięgając po szmatkę.
    - Nawet nie wiem, jak ma na imię twoja babcia.
    - Huh ... o, Elena.
Zaczął wycierać blat, a ja kontynuowałem robienie masy czekoladowej.
    - Nie powinniśmy razem piec ciast.
Zaśmiał się chlapiąc mnie wodą.