wtorek, 30 kwietnia 2013

8

    HUH WRESZCIE JEST ROZDZIAŁ. Naprawdę, bardzo, bardzo, bardzo was przepraszam za tak długą nieobecność. Co do rozdziału, oczywiście selfdiss, bo końcówka pisana tak jakby na brudno. Ale myślę, że w dziewiątym rozdziale będzie się coś działo. Enjoy. (z dedykacją dla Eszelo, Adolfa, Trampka, Kojou i Tostera)


Uwielbiam spędzać czas w moim pokoju. Mógłbym z niego nigdy nie wychodzić, zamknąć się w nim na zawsze. Oplakatowane cztery ściany, wiecznie niepościelone łóżko, biurko z laptopem w obrzydliwym stanie - właśnie to sprawia, że czuję się wolny. No i oczywiście ona, moja gitara. Jest dla mnie całym życiem. Nie oddałbym jej za żadne skarby świata. Towarzyszy mi przy najgorszych, najpiękniejszych, najnudniejszych i najstraszniejszych chwilach mojego życia.
                                            ... Jeśli nie mógłbym grać, nie byłbym żywy.

***

    Przez ostatni czas moje życie stało się o niebo lepsze. Diametralna zmiana mojego ojca pozytywnie mnie zaskoczyła. Jednak coś, lub ktoś, musiało do niego przemówić. Znam go od urodzenia i wiem, że tak po prostu nie mógł zmienić postawy.
    Przestałem o tym myśleć i zacząłem cieszyć się chwilą. Przez większość czasu zastanawiałem się, jak brzmi głos Gerarda. Był to idealny pretekst, żeby znów się z nim spotkać. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem do łazienki, aby się umyć.
    Nawilżyłem chłodną wodą zaspaną twarz, kropelki wody powoli spływały mi z czoła i grzywki. Spojrzałem przed siebie w lustro i zrobiłem krzywą minę wycierając się ręcznikiem. Umyłem zęby i wróciłem  do pokoju. Jakie to piękne uczucie nie słyszeć krzyków dobiegających z dołu. Cichy dźwięk telewizora i stuki uderzających o siebie naczyń dały do zrozumienia, że mój ojciec jeszcze nie śpi.
    - Frank, jesteś głodny? - krzyknął tata.
    - Nie, dzięki. Pójdę już spać.
    - Już? Przecież jest dopiero dziewiąta. Zwykle chodzisz spać po trzeciej.
    - Jestem po prostu zmęczony.
    - Jak chcesz. - powiedział obojętnie.
    Zamknąłem za sobą drzwi i włączyłem laptopa. Najechałem kursorem na ikonkę otwierającą przeglądarkę i wszedłem na pocztę. Po sprawdzeniu wszystkich istotnych rzeczy, położyłem się na łóżku i powoli zasypiałem, zastanawiając się nad wszystkimi otaczającymi  mnie rzeczami.

    Nie umiałem spać. Spojrzałem na zegarek w telefonie, dochodziła trzecia nad ranem, może w pój do czwartej. Jaskrawa tapeta błyskawicznie mnie oślepiła, zasłoniłem ją kołdrą i próbowałem dalej spać. Bez rezultatów.
    Wstałem z łóżka i zbiegłem po schodach kierując się do kuchni. Na dole panowała niesamowita cisza i porządek. Wreszcie znalazłem się w kuchni, chwyciłem uchwyt lodówki i wyciągnąłem z niej mleko. Napełniłem nim połowę szklanki i wróciłem do góry. Kiedy byłem młodszy, Annie mówiła, że - według niej - najlepszym sposobem na zaśnięcie jest szklanka mleka. Uśmiechnąłem się i otworzyłem drzwi do mojego pokoju.
    Zapaliłem małą lampkę, które stała na biurku obok laptopa i położyłem naprzeciw niej szklankę z mlekiem. Zasłoniłem żaluzję i usiadłem przed komputerem. Przetarłem oczy dłońmi i zacząłem bawić się moją zmęczoną twarzą. Włożyłem słuchawki na uszy, pusciłem jakiś kawałek Blur i popijając mleko, powoli zamykałem oczy, aż wreszcie połozyłem się wyczerpany do łóżka.
    Miałem koszmarny sen. Pojawiły się w nim krzyki, wrzaski, płacz małego dziecka. Po prostu, ludzkie cierpienie. Zerwałem się z łóżka i zastanawiałem się nad moim koszmarem. Od dawna nie miałem snów, a już zwłaszcza takiego rodzaju. Dochodząc do siebie, usłyszałem, jak tata rozmawia z jakąś kobietą. Zaciekawiony uchyliłem drzwi i usiadłem na schodach, aby dostrzec rozmówczyni i lepiej słyszeć, o czym mówią.
    - Słuchaj, musisz mu o tym wreszcie powiedzieć. - odezwała się kobieta - Chłopak nie może żyć w nieświadomości.
    - Daj mi trochę czasu - powiedział tata - dopiero teraz wreszcie się z nim dogaduję, nie chcę żeby wszystko toczyło się tak szybko.
Przez chwilę zapadła głucha cisza, aż w końcu kobieta sapnęła i rzekła, otwierając drzwi wejściowe.
    - Dobra, masz rację. Ale chciałabym go wreszcie poznać.
    - Cierpliwości. - Po tych słowach, ojciec zblizył się do o wiele wyższej od niego blondynki i delikatnie pocałował ją w policzek. - Do zobaczenia.
    Kobieta zamknęła za sobą drzwi, a ja wróciłem do pokoju i wściekły, ale z drugiej strony zagubiony przebrałem się w czarne rurki i koszulę w kratę. Zeszedłem po schodach mijając się z ojcem.
    - O, Frank. Już wstałeś.
    - Jak widać.
Tata zrobił pytającą minę, a ja przeszedłem obok niego kierując się do kuchni.
    - Wybierasz się gdzieś?
Zignorowałem jego pytanie wyciągając jabłko z lodówki i obmywając je woda.
    - Frank, odpowiedz mi! Jesteś na mnie wściekły?
Spojrzałem na niego tylko kątem ona i wróciłem do mycia jabłka. Chwyciłem ścierkę i wytarłem owoc. Ojciec, patrząc na mnie surową miną, wreszcie podszedł do mnie bliżej i zbulwersowany krzyknął.
    - Przestań! Masz wahania nastrojów jak kobieta w ciąży!
    - A ty zmieniasz partnerki jak rękawiczki!
Uderzyłem drzwiami i wyszedłem z domu.
    Dochodziła godzina dziesiąta. Na ulicach z minuty na minutę pojawiał się coraz większy ruch. Poszedłem przed siebie włócząc się po mieście. Wyrzuciłem ogryzek po jabłku i schowałem ręce do kieszeni.
    Spojrzałem w niebo, chmury zaczęły zmieniać barwę na granatowy. Czekałem tylko, aż zacznie padać. Zrobiło się okropnie duszno. Podwinąłem rękawy koszuli i usiadłem na ławce przy fontannie. Nagle z oddali zauważyłem Mikey'ego. Jego szczupła sylwetka od razu rzuciła mi się w oczy. Przez chwilę zastanawiałem się, czy podejść do blondyna, ale wkrótce wstałem, podciągnąłem spodnie i ruszyłem w jego stronę.
    - Cześć. - podałem mu dłoń.
    - Ym ... Frank, prawda?
    - Tak, to ja.
Wyszczerzyłem się i spojrzałem na poważną twarz Mikey'ego. Miał na sobie zielony podkoszulek, okulary przeciwsłoneczne i ciemne jeansy.
    - Co tutaj robisz? - spytał - Sobotni ranek, a ty jesteś sam?
    - Równie dobrze mógłbym zadać ci to samo pytanie. - blondyn zrobił lekki uśmieszek - Po prostu chciałem cię dotlenić?
    - Rodzinka daje popalić, co?
    - Skąd wiedziałeś? - zrobiłem wielkie oczy.
    - Właśnie przed chwilą mi to powiedziałeś.
Kąciki jego ust podniosły się. Czułem się troche niekomfortowo, z nerwów zacząłem deptać czubki swoich martensów.
    - Dokąd idziesz? - spytałem zaciekawiony.
    - Aktualnie do domu. Miałem próbę z koła gitarowego od szóstej rano.
    - Ranny ptaszek z ciebie. - uśmiechnąłem się.
    - To zależy. Jeśli naprawdę coś kocham, poświęcam się w stu procentach. A czasami śpię do południa.
    - Rozumiem.
    Nagle zrobiła się niezręczna cisza. Mikey cały czas bacznie mnie obserwował. W pewnym momencie chciałem spytać o Gerarda, lecz on, tak jakby czytał mi w myślach, zaproponował pójście razem z nim po czerwonowłosego. Nie miałem nic przeciwko i razem z bratem mojego przyjaciela ruszyłem przez ulicę.

    - Długo już grasz na gitarze? - spytałem blondyna, który przez całą drogę wydawał się być nieobecny.
    - W zasadzie, to krótko. Od trzech lat. Nigdy nie przypuszczałem, ze będę potrafił graż na jakimkolwiek instrumencie. - uśmiechnął się - A ty?
    - Gram praktycznie od dziecka. Mama, kiedy jeszcze całkiem nie straciła rozumu, uczyła mnie grać na gitarze. Sama potrafiła zagrać takie dźwięki, które były dla mnie czarną magią. Az w końcu dostałem się do Empty Forest i po części spełniłem swoje marzenie.
    Obawiałem się, że nie znajdę wspólnego tematu z Mikey'im, ale okazało się, że jest równie w porządku, jak jego brat, ale wydaje się być bardziej tajemniczy.
    Wreszcie dotarliśmy do domu braci. Mikey zadzwonił na domofon. Odebrał Gerard.
    - Gee - zaczął blondyn - możesz wyjść na moment, albo na dłużej.
    - Po co?
    - Złaź!
    - Dobra, daj mi chwilę.
Gerard rzucił słuchawką i po dziesięciu minutach wyszedł z domu, trochę niewyspany.
    - Frank? - zrobił szerokie oczy - Co za niespodzianka, miło cię widzieć.
    - Ciebie również.
    - Właściwie, to dobrze, że jesteś. Mam dla ciebie propozycję. Proszę, wejdź.
Otworzył szeroko drzwi wejściowe i zaprosił mnie do środka. Zdjąłem martensy i usiadłem przy stole w kuchni. Mikey ruszył do góry, pewnie do swojego pokoju.
    - A więc, słucham - oparłem się o stół - O co chodzi?
    - Jest taka sprawa ... - Gerard zaczął chodzić w jedną i drugą stronę, od lodówki do okna bawiąc się dłońmi - Ogłosili niedawno konkurs wokalny. I myślałem nad tym, czy nie zabrać w nim udziału.
    - Jasne, czemu nie? - uśmiechnąłem się - Nie wiedziałem, że potrafisz śpiewać. Um ... A dlaczego zwracasz się z tym do mnie?
Gerard spojrzał mi w oczy.
    - Może chciałbyś dotrzymać mi towarzystwa i zagrać na gitarze piosenkę wybraną do konkursu? To z pewnością doda mi otuchy.
Usłyszawszy te słowa miałem ochotę skakać z radości, ale postanowiłem nie ukazywać moich emocji.
    - No pewnie. Ale ... Dlaczego poprosiłeś akurat mnie, a nie, na przykład Mikey'ego?
    - Ponieważ on gra tylko na basie. A poza tym, nie wytrzymałbym z nim ani sekundy, kłócimy się w każdej chwili naszego życia. - zaśmiał się.
    - Racja - podrapałem się po głowie - W takim razie, chętnie z tobą zagram.
    - Super! - ucieszył się czerwonowłosy - Będziemy musieli robić jak najczęściej próby, żeby być najlepsi.
Spojrzał na mnie unosząc kąciki swoich ust.